Respawn.pl

Razer Deathadder V2 Pro, czyli – jak polubiłem kolor zielony

Autor: Mateusz Olczyk
deathadder-v2-pro-1

Duża, bezprzewodowa, świetnie wykonana i piekielnie droga. Zapraszam na test Deathadder V2 Pro. Myszy, która zmieniła moje postrzeganie marki Razer i wybiła z głowy utarte stereotypy

Specyfikacja

Sensor Pixart PMW3399
Zakres cpi 100 – 20 000(przeskok co 50)
Pooling Rate 125/500/1000 Hz
Max. Speed 650 IPS (16,51 m/s)
Ilość przycisków 8
Wymiary 127 dł. x 42.7 wys. x 61.7 szer. mm.
Waga(bez kabla) 88 g.
Łączność 2.4 GHz, BT, kabel
Cena 599 zł

Platforma testowa:


Kształt, waga, wielkość, powierzchnia… kabel(?)

O kształcie Deathadder’a powiedziano już chyba wszystko… ale jak zwykle muszę trochę pomarudzić. Dla wielu graczy jest to wręcz synonim dużej, palm-gripowej myszy. Dla mnie jednak(dłoń ok. 19 x 10.5 mm) wciąż jest to mysz za mała do palm’a. Czysty claw sprawdza się odrobinę lepiej i jestem w stanie tak grać, jednak nie jest perfekcyjnie. Myszy brakuje nieco “ciałka” w tylnej części, dodatkowo przód jest tu za szeroki bym ja mógł całkowicie wygodnie korzystać z tego chwytu. Na wielkość przodu narzeka też część palm-grip’owców choć na tym polu Razer poczynił już pewne zmiany, lekko odchudzając prawą stronę Deathadder’a wraz z wejściem wersji V2. W moim odczuciu wciąż jest nieco za szeroko, jednak rozumiem, że producent chciał w jak najmniejszym stopniu modyfikować ikoniczną bryłę swojego gryzonia. Dla mnie najodpowiedniejszym chwytem okazał się więc fingertip grip i nawet waga nie jest tu szczególną przeszkodą. Oczywiście Deathaddder V2 Pro z masą 88 g. nie zalicza się już do wagi piórkowej, jednak nie sposób powiedzieć o nim, że jest “za ciężki”. Jak na standardy myszy bezprzewodowych jest bardzo dobrze. Gdybym miał więc rekomendować jakieś konkretne chwyty, to DA pod palma poleciłbym ludziom o średnich i ewentualnie mniejszych dłoniach, a pod fingera raczej dla ogrów (hybrydy palma z fingerem również powinny nieźle się sprawdzać). Ciekawej sprawa ma się z clawem – da się grać z użyciem tego chwytu, jednak dla wielu przeszkodą może być dość szeroki przód. Podobnie sprawa ma się z hybrydą palma i clawa, choć tutaj jeszcze bardziej uwypukla się kwestia płaskiego tyłu myszy. Mimo wszystko posiadacze dłoni jeszcze większych niż moje, mogą śmiało próbować.
deathadder-v2-pro-5

Na dość dużą pochwałę zasługują natomiast materiały zastosowane przez Razer’a. Po pierwsze, boczki – w poprzedniczkach spotykaliśmy się z dwoma paskami gumy umiejscowionymi na bocznych ściankach. Rozwiązanie może i niezłe ale w przypadkach dość specyficznych chwytow, palec lub część palca mogła wylądować poza gumowaną powierzchnią. Do tego w szczelinie na połączeniu dwóch powierzchni, zbierał się oczywiście syf, a i pojawiały się głosy, że gumowy panel potrafił się po prostu w całości odkleić. W Deathadder’ze V2 Pro dostaliśmy natomiast obie ścianki z jednolitego, pokrytego warstwą gumy materiału. Nieźle trzyma się palców i nie jest zbyt chętny do brudzenia się. Poprawa względem poprzednika jest więc na odczuwalna. Góra również jest niezła. Niektórzy mogą narzekać, że tak szorstki plastik nie powinien znaleźć się w gryzoniu z iście królewskiej półki cenowej, jednak ja nie do końca się zgodzę. Może i szaty dla króla mogłyby być z nieco bardziej aksamitnego materiału, ale to co dostaliśmy w DA V2 Pro nie powoduje odruchów wymiotnych w kontakcie ze skórą, a jest przy tym banalne jeśli chodzi o utrzymanie czystości. Z własnych doświadczeń wiem, że na górę myszy lepiej sprawdzają się te nieco mniej przyjemne w dotyku materiały, gdyż po prostu lepiej znoszą próbę czasu.

deathadder-v2-pro-4

Choć mówimy dziś o myszy bezprzewodowej, to czuję, że powinienem wspomnieć również o dołączonym do zestawu kablu, a to tylko z tego powodu, że DA V2 Pro naładujemy jedynie za pomocą dołączonego kabla lub ładowarki. Którą rzecz jasna należy dokupić należy oddzielnie. I problemy są następujące – w przypadku kabla mówimy co prawda do zwykłym micro-usb, jednak zmieści się tam jedynie kabel dołączany do zestawu, więc jego utrata bądź zniszczenie może mieć dość nieprzyjemne skutki. W przypadku ładowarki natomiast, nie pokuszono się niestety o Qi, w którą klient mógłby się zaopatrzyć za jakieś 50 zł. Nie nie, trzeba było stworzyć swój własny system. Jeśli planujecie więc zakup Deathadder’a V2 Pro i nie w smak Wam ciągłe przepinanie kabla w celu ładowania myszy, jesteście zmuszeni przygotować kolejne 200 zł.


Precyzja

Z tego co udało mi się znaleźć w sieci, za serce Deathadder’a V2 Pro służy Pixart PMW3399, czyli nowy twór, ekskluzywny dla marki Razer. Przy czym “ekskluzywny” będzie on najprawdopodobniej jedynie czasowo (już przeszłości widzieliśmy takie sytuacje, np. z S3988). Sam Razer woli jednak nazywać ten sensor Focus+. Marketing musi się zgadzać 😉

Ale do rzeczy – sensor w Deathadder’ze V2 Pro sprawdza się wyśmienicie i… to już raczej nie powinno dziwić. Dziś już nawet myszy kosztujące po 100 zł (patrz przykład Logitecha G102) zapewniają perfekcyjną precyzję, więc tym bardziej takie jak omawiana dziś. Dla zasady powiem jedynie, że nie udało mi się w żaden sposób zmusić sensora do “zgubienia się”, nie przedstawia on żadnych oznak akceleracji, ani żadnych innych, niepożądanych zjawisknormalnych zakresach CPI. Sytuacja ta nie zmienia się, niezależnie od tego, czy gramy bezprzewodowo, czy na kablu. LOD również jest bardzo niski – poniżej 1 CD (~1.2 mm), do tego można go kalibrować w sterownikach. Jest po prostu perfekcyjnie. Zaznaczę jedynie, że w Enotusie najwyższy wynik jaki udało mi się zarejestrować to 10.95 m/s, jednak problemem prawdopodobnie nie jest wcale sensor, a jedynie moje, organiczne ograniczenia 😉


Jakość wykonania

deathadder-v2-pro-2

I tu dochodzimy do tematu, który okazał się dla mnie największym zaskoczeniem jeżeli chodzi o test Deathadder’a V2 Pro. Przyznać muszę, że byłem dość mocno uprzedzony po moich poprzednich doświadczeniach z tą marką, jednak przekonałem się… że czasy się zmieniły. Najpierw całkiem pozytywny kontakt z Ornatą Chroma (której test być może również pojawi się za jakiś czas), a teraz również sprawiający bardzo dobre wrażenie Deathadder V2 Pro. Mysz jest zwarta, nic w niej nie trzeszczy, nie skrzypi, nic nie jest luźne we wnętrzu. Scroll nie lata na boki, korzysta się z niego naprawdę przyjemnie, chociaż mógłby pracować odrobinę ciszej podczas przewijania do góry. Przyciski boczne są świetne. Zapewniają chrupki klik oraz bardzo krótki skok. Jedynie przyciski główne sprawdzają się nieco gorzej. Klika się nimi bardzo dobrze (opis słowny byłby właściwie identyczny jak przy bocznych), jednak cierpią na typową przypadłość niemalże wszystkich produkowanych dziś myszek, czyli – przeklik oraz ruszanie się przycisku na boki. Zjawiska te, a szczególnie pierwsze z nich, nie są jednak na uprzykrzającym życie poziomie, więc nie zamierzam robić z ich powodu wielkiego problemu. Pozytywny odbiór całości odrobinę zaburza jeszcze jedynie klapka na odbiornik. Rzecz jasna świetnie, że w ogóle się tu takowa znalazła, jednak sprawia ona wrażenie, jakby przy którymś otwarciu miała się po prostu rozsypać w palcach. Poza tym bardzo łatwo ją zgubić.


Sterowniki

Kolejne (niespodziewanie) pozytywne zaskoczenie! Chociaż w pierwszej chwili po wejściu do Razer Synapse czujemy się nieco przytłoczeni mnogością funkcji, to w samej zakładce “MOUSE” odnaleźć się jest już bajecznie prosto. Wszystkie przydatne funkcje podane są na tacy w przystępny i czytelny sposób. Niemalże wszędzie znajdziemy dodatkowe opisy pod symbolami “?”. Do tego dostajemy świetną zabawkę dla graczy MOBA i MMO, w postaci Razer Hypershift, który podwaja ilość funkcji, jakie możemy dopisać do każdego z przycisków myszy. Z właściwie identyczną opcją spotkamy się gryzoniach Logitecha, np. G403. Żeby nie było jednak aż tak różowo, muszę wspomnieć o tym, że Synapse nie działa perfekcyjnie. Sterownik bardzo lubi się dłużej zastanowić podczas przeskakiwania pomiędzy opcjami na górnym menu (Synapse, Mouse, Profiles, etc.). Również czas jego wstawania z paska zadań mógłby być nieco lepszy. Do tego wszystkiego raz spotkałem się z sytuacją, w której Synapse po prostu nie widziało podłączonej myszy. Nie i koniec. Po krótkim czasie problem naprawił się sam, jednak zdążyłem się już nieco przestraszyć 😉

deathadder v2 pro sterowniki 1deathadder-v2-pro-sterowniki-2deathadder v2 pro sterowniki 3

Wrażenia z gry i korzystania na codzień

Jest dobrze. Gryzoń nie wydaje żadnych niepokojących dźwięków, precyzja jest na najwyższym poziomie, waga nie daje się we znaki, przyciski i scroll działają naprawde dobrze, a brak ogonka uprzyjemnia życie. Chociaż nie do końca dogaduje się z kształtem gryzonia, to gra na nim nie jest dla mnie żadną męczarnią, którą zakończę z niesmakiem zaraz po wrzuceniu tego testu do sieci. Na Deathadder’ze V2 Pro po prostu bardzo miło strzela się head’y, nawet jeżeli podświadomie czuję, że z innym kształtem mogłoby być jeszcze lepiej. W tescie pracy na jednym ładowaniu, od 100 do 5% schodziłem przez jakieś 5 dni wieczornego grania. Wynik jest więc dosyć standardowy, porównywalny z testowanym pod koniec ubiegłego roku HyperX Pulsefire Dart. Tam jednak mieliśmy do dyspozycji bardzo wygodne ładowanie Qi, tutaj musimy po prostu przełączać się na kabel. No albo dokupić dedykowaną ładowarkę…


Podsumowanie

deathadder-v2-pro-3

Deathadder V2 Pro zostawił po sobie bardzo, bardzo pozytywne wrazenie. Materiały i ich spasowanie nie budzą szczególnych zastrzeżeń, precyzja jest na najwyższym poziomie, wszelkie mechanizmy działają pewnie, sterowniki (choć ospałe) są bardzo czytelne i intuicyjne, również czasy pracy na jednym ładowaniu nie są powodem do wstydu. Chyba pierwszy raz w życiu, podczas testowania gryzonia z bardzo wysokiej półki cenowej, zupełnie nie miałem wrażenia, że ktoś chciał bezczelnie sięgnąć do portfela klienta i wziąć więcej niż mu się należy. Oczywiście propozycja Razera w żadnym wypadku nie należy do przystępnych cenowo, jednak mówimy o sprzęcie, który pomimo wysokiej ceny, naprawdę coś sobą reprezentuje. Szczególnie w kwestii jakości nie zawodzi, co zdarzało się już u kilku konkurentów z podobnego pułapu. Bardzo szkoda, że nie miałem możliwości bezpośredniego porównania V2 Pro z tańszą siostrą. Jeżeli różnica w cenie rzeczywiście odpowiada jedynie za możliwość grania bez kabla, przy zachowaniu wszystkich pozostałych zalet omawianego dziś sprzętu, to wersja przewodowa może być jednym z lepszych gryzoniów na rynku. Ale żeby nie odchodzić za bardzo od tematu oraz nie słodzić aż tak marce Razer, muszę wspomnieć o systemie ładowania. Niemożność zastąpienia oryginalnego kabla innym micro-usb, jest w mojej opinii jednym z największych grzechów Deathadder’a V2 Pro. Nie jest to dobre podejście do konsumenta i mam szczerą nadzieję, że w przyszłych wersjach zostanie to poprawione. Do tego dochodzi  zagrywka w postaci dedykowanej ładowarki (za którą zdecydowany nabywca zapłacić musi ok. 200 zł + dostawa bezpośrednio od producenta). Faktem oczywiście jest, że nikt nie zmusza nas do jej kupna. Faktem również jest to, że ładowarka, którą dostałem do wspomnianego wyżej testu Darta, też nie kosztuje mało, a poza promocjami jest wręcz o połowę droższa niż to co proponują nam zieloni. W przypadku ładowania Qi nie musimy jednak ograniczać się do dedykowanych rozwiązań producenta i nawet za 50 zł możemy kupić coś wartego uwagi.
Prawda jest jednak taka, że sporych wad ta mysz ma naprawdę niewiele, ot – ładowanie, sterowniki oraz wątła klapka na odbiornik. Na upartego można ponarzekać na lekki przeklik głównych przycisków. Wszystko. Gdyby poprawić te kilka spraw w następnej wersji, dostalibyśmy gryzonia niebezpiecznie bliskiego ideału. To wszystko sprawia, że choć Deathadder V2 Pro jest piekielnie drogi… to nie mogę zrobić nic innego jak tylko go polecić, a na inne propozycje tej marki patrzeć z odrobinę większą dozą szacunku.