Respawn.pl

Virtus.pro przegrywa w finale majora. Astralis triumfatorem

Autor: Sergiusz Lelakowski

Trudno opisać co wydarzyło się w wielkim finale ELEAGUE Majora. Wielka rozpacz zarówno fanów polskiej drużyny i jej zawodników – Virtus.pro przegrało z Astralis wynikiem 1:2.

 

Nuke – 12:16 (6:9)

Na pierwszej mapie Polacy zaczynali po stronie terrorystów, która na de_nuke jest trudniejsza do rozgrywania. Tym samym przegrana Virtus.pro w “pistoletówce” nie była zaskoczeniem, ale fenomenalnie rozegrany force-buy w rundzie drugiej wyrównał wynik. Virtusi w kolejnych rundach pierwszej połówki pokazali się z świetnej strony i uciekli rywalom na prowadzenie 1:5. Astralis odpowiedziało na ten wynik pełną siłą i za kilka minut tablica wyników znowu wskazywała remis, mimo że w międzyczasie Polacy mieli szansę na przedyskutowanie swoich problemów podczas jednej z czterech pauz taktycznych. Przy wyniku 5:5 Virtus.pro czekał bardzo ważny full-buy, którego przegranie mogło skutkować kolejnym eco. Szczęśliwie dla fanów polskiej drużyny, Paweł “byali” Bieliński i Jarosław “pashaBiceps” Jarząbkowski świetnie poradzili sobie w decydującym 2 vs. 1. vDuńczycy natychmiastowo zrewanżowali się za przegraną rundę, więc do samego końca połówki toczyła się walka o prowadzenie przed zmianą stron. Virtusi nie powiedzieli jednak ostatniego słowa, bo w trzynastej rundzie dzięki clutchowi Janusza “Snaxa” Pogorzelskiego na tablicy wyników pojawił się jeszcze jeden punkt dla Polaków.

Szczęśliwie dla Polaków potoczyły się także ostatnie dwie rundy pierwszej połówki, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 6:9. Stawiało to szanse Astralis po stronie terrorystów pod znakiem zapytania – przypomnijmy, że Nuke to mapa znacznie sprzyjająca CT.

W kolejnej “pistoletówce” szala zwycięstwa znowu przechyliła się na konto Duńczyków, co pozwoliło im szybko odrobić stratę do rywala. W końcowej fazie mapy drużyny szły łeb w łeb, ale ogromne znaczenie dla ostatecznego rezultatu miało wygranie eco przez Polaków przy wyniku 12:12. Sama końcówka była tylko formalnością dla ekipy Wiktora “TaZa” Wojtasa, bo Astralis musiało grać na resztkach pieniędzy. Gwoździem do trumny Duńczyków było przegranie przy wyniku 12:14 bez podłożenia bomby, przez co w decydującej rundzie musieli grać samymi pistoletami. Ostatecznie pierwsza mapa zakończyła się zwycięstwem Virtus.pro wynikiem 16:12.

Overpass – 16:14 (9:6)

Po ważnym zwycięstwie na Nuke’u, o wiele spokojniejsi oglądaliśmy Overpassa wybranego przez Astralis. Tym razem Polacy rozpoczęli po stronie CT, która i na tej mapie jest znana jako łatwiejsza taktycznie. Ogromnych emocji dostarczyła już sama “pistoletówka”, gdzie o zwycięstwie Polaków zadecydował ułamek sekundy.

Duńczycy zrewanżowali się Virtus.pro za “pistole” już w drugiej rundzie, kiedy to Peter “dupreeh” Rothmann świetnie poradził sobie w clutchu 2 vs. 1. Mimo wyrównania wyniku, Astralis postanowiło wziąć pierwszą pauzę taktyczną przed rozpoczęciem trzeciej rundy. Astralis bezproblemowo poradziło sobie w dwóch następnych odsłonach, dzięki czemu wyszło na prowadzenie 3:1. Dopiero wtedy Virtusi mieli wystarczająco pieniędzy na zainwestowanie w pełny sprzęt, który pomógł im wygrać w piątej rundzie. Natychmiastowa odpowiedź rywala znowu pokrzyżowała plany Polakom, więc podopieczni Jakuba “kubena” Gurczyńskiego postanowili wykorzystać drugą z czterech dostępnych pauz taktycznych. Podwójne eco po stronie Virtus.pro bez zaskoczenia spowodowało, że przewaga rywala wzrosła do 6:2. Dopiero kolejny full-buy, zwieńczony clutchem Janusza “Snaxa” Pogorzelskiego, zapoczątkował odrabianie strat.

Przy wyniku 6:2, gdy Virtusi byli bardzo blisko wyrównania wyniku, Astralis ponownie odpowiedziało pełną siłą. Na dłuższą metę oprowadziło to do wyniku połówki wynoszącego 9:6, który – jakby nie patrzeć – nie zapowiadał obiecującej końcówki dla Polaków, ale na tym etapie jeszcze żadna z obu drużyn nie była skreślona.

Czwarta “pistoletówka” meczu i druga na Overpassie wpadła na konto Astralis, co postawiło szanse Polaków na tej mapie pod znakiem zapytania. Nasze wątpliwości zostały szybko rozwiane, bo Virtus.pro natychmiastowo odpowiedziało wygranym force-buyem i anty-eco, wychodząc na wynik  10:9. Niesamowite szczęście Petera “dupreeh” Rothmanna w kolejnej rundzie, w której wygrał clutcha 1 vs. 3 mając pod koniec tylko 1 HP, znowu pokrzyżowało plany polskiej drużyny.

Dalsze powiększanie się przewagi Astralis z minuty na minutę zmniejszało szanse Virtus.pro na zwycięstwo 2:0. Polacy nie powiedzieli jednak ostatniego słowa, bo przy wyniku 13:9 wygrali kolejną rundę i jeszcze raz spróbowali odrobić straty.

Mimo grania po słabszej stronie terrorystów, mimo świetnie przygotowanego przeciwnika i wszystkich innych przeciwności Virtusi ani przez moment nie przestali zadziwiać i doprowadzili do remisu, po którym szybko wyszli na prowadzenie 13:14. Następna runda – choć bardzo wyrównana – ostatecznie poszczęściła się graczom Astralis, dając kolejny z niezliczonych remisów w tym spotkaniu. Duńczycy poszli za ciosem i powiększyli swoje prowadzenie do 16:14, co dało im zwycięstwo na drugiej mapie.

Train 16:14 (6:9)

Trzecią mapę Virtusi zaczęli jak należy – od wygranej pistoletówki. W przeciwieństwie do drugiej mapy, Polacy tym razem rozpoczynali po stronie terrorystów.

Przewaga ekipy Wiktora “TaZa” Wojtasa szybko wzrosła do 0:5, dzięki czemu Virtus.pro udało się zgromadzić naprawdę spory zapas pieniędzy, które przydały się w dalszej fazie gry. Astralis przed kolejnym full-buyem wykorzystało pauzę taktyczną, ale nie przeszkodziło to Polakom w powiększeniu prowadzenia do 0:6 i – naturalnie – 0:7 po eco przeciwnika. Szczęście uśmiechnęło się Duńczykom dopiero w ósmej rundzie.

Gdy Astralis zaczynało odrabianie strat, nie miało już matematycznych szans na wygranie pierwszej połówki, ale wciąż walczyło o zmniejszenie straty do przeciwnika przed zmianą stron. W praktyce wyszło im to prawie bezbłędnie – Polacy znaleźli się blisko zwycięstwa tylko w dwóch ostatnich rundach, z czego ostatnią wygrali, a w przedostatniej ponownie ułamek sekundy przy rozbrajaniu bomby przesądził o rezultacie.

Do ostatniej pistoletówki tego finału Virtus.pro podeszło z trzema rundami przewagi, co zapowiadało się obiecująco, szczególnie biorąc pod uwagę sprzyjającą im stronę CT. Na pistoletach Polacy stracili tylko jednego gracza i nie pozwolili rywalowi podłożyć bomby, trzymając Astralis z dala od pieniędzy potrzebnych na ewentualny force buy. Przy wyniku 6:11 Duńczycy byli zmuszeni do kolejnego eco.

Nicolai “dev1ce” Reedtz i spółka stanęli przed trudnym zadaniem odrobienia sporych strat do rywala, czemu sprzyjały ciągle brakujące pieniądze po stronie Virtus.pro. Kilka rund później wynik wskazywał już 12:13. Duńczycy z rundy na rundę byli coraz bliżej remisu, a ekipie Wiktora “TaZa” Wojtasa wciąż nie uśmiechało się szczęście.

Trudno skomentować, co właściwie wydarzyło się rundę później – Polacy musieli grać prawie samymi pistoletami przeciwko drużynie z pełnym sprzętem. Mimo to udało się pokonać rywala i wyjść na prowadzenie 12:14, które było niezwykle ważne w kontekście następnych rund – Astralis wygrało dwie z rzędu, ale wynik był remisowy i spotkanie wciąż pozostawało nierozstrzygnięte. W ostatnich dwóch rundach podstawowego czasu czekały na nas nerwy większe niż kiedykolwiek – w nich miało rozstrzygnąć się całe spotkanie.

W pierwszej z nich Astralis łatwo weszło na bombsite A i praktycznie bezproblemowo dostało match point. W ostatniej rundzie Virtus.pro znalazło się na resztkach sprzętu. No i niestety – scenariusz z poprzedniego starcia się powtórzył i Polacy przegrali 16:14.

Wszystko o ELEAGUE Major.