Respawn.pl

Kierunek Valorant. Dlaczego profesjonaliści porzucają CS:GO?

Autor: Mateusz Lechowicz

Ostatnie doniesienia dotyczące przenoszenia się profesjonalnych graczy CS:GO, Overwatch czy Fortnite na rzecz gry Riot Games nie milkną echa. Co jest tego powodem? Jak wpłynie to na kondycję sceny CS:GO? Czy inwestowanie swojego czasu i pieniędzy w grę, która wciąż jest w fazie beta, będzie dobrym rozwiązaniem? 

Bez wątpienia Valorant mocno namieszał na naszej esportowej scenie Counter Strike’a. Gra, która jest dopiero w zamkniętej fazie zaledwie od miesiąca, zdążyła zdobyć już gigantyczną popularność. Próba połączenia mechaniki CS:GO a także dodatków w postaci różnorakich skilli jak widać, okazały się strzałem w dziesiątkę, a przynajmniej na razie. Nie wiemy w końcu czy Valorant nie okaże się kolejnym Fortnitem i jego dni chwały zaczną powoli przemijać. W odróżnieniu od Epic Games, Riot wie jednak jak dobrze zarządzać swoim produktem. Szczególnie jeśli chodzi o potencjał esportowy, a tego Valorantowi odmówić nie można. 

Czy Valorant stanie się drugim CS:GO? 

Odpowiedź jest moim zdaniem bardzo prosta. Nie, nie stanie się. Dobry marketing i duże nakłady budżetowe nie wystarczą, aby zbudować pomnik trwalszy od spiżu. Dodatkowo obie gry znacząco różnią się od siebie i stawianie obu produkcji w tym samym szeregu jest nie na miejscu. Produkcja Valve przez lata zyskała ogromną rzeszę fanów. Niewątpliwie fani Ci wyrobili grze pewną markę i community świadczące, jak silną pozycję na rynku posiada CS. Pomimo prób zrzucenia z esportowego piedestału produkcję Valve, ta wydaje trzymać się cały czas na topie.  Dodatkowo ostatnie miesiące przywróciły Counter-Strikowi drugą młodość, która zdaje się wyglądać lepiej niż ta z 2015/2016 roku. Może to tylko chwilowy efekt pandemii wirusa. Natomiast ja uważam, że ciężki oddech Valoranta na plecach, zmobilizował twórców CS:GO do solidnej pracy. Już niedługo powinniśmy zobaczyć tego wyniki, w postaci długo wyczekiwanego silnika Source 2. Konkurencja na pewno pozytywnie wpłynie na kondycję “kantera”, pytanie jest jednak jedno. Czy scena esportowa również będzie mogła pochwalić się tak dobrymi wynikami? Szczególnie wśród drużyn z niższego poziomu rozgrywek. 

Wielka ucieczka 

Część z was pewnie skojarzyła powyższy tytuł z dość znanym filmem. Chociaż w felietonie tym nie usłyszycie o moim gustach filmowych, to powyższy śródtytuł dość dobrze oddaje ostatnie wydarzenia na amerykańskiej i europejskiej scenie CS:GO.  Frekazoid, ZellsisSwagPyth, czy TenZ. Dość znajome nicki, nieprawdaż? Jeśli obiła wam się o uszy, chociaż część z nich to na pewno łączycie je bezpośrednio z Counter-Strikiem. Zapytacie więc, co łączy tych graczy? Prawdopodobnie niewiele, poza jedną istotną sprawą, czyli przenosinami do Valoranta. Nie oszukując się, większość wyżej wymienionych zawodników najlepsze lata ma już za sobą. Kariery w Ninjas in Pyjamas, czy Cloud 9 dawno przeminęły i nie wszyscy zawodnicy potrafili wrócić do gry na najwyższym poziomie. Czynnik pieniężny na pewno też miał swój wpływ. W końcu Riot Games ma parę drobnych w kieszeni i nie zostawiają gier spod swoich skrzydeł bez wsparcia. Jak chociażby swego czasu Blizzard ze swoim Heroes of The Storm. Jeśli decyzję graczy takich jak właśnie PythZellsis i Freakazoid można zrozumieć to, dlaczego na odejście od sceny Counter-Strike zdecydował się młody, perspektywiczny talent, czyli TenZ 

“I realized I haven’t had as much fun as I was having in a long timeAlthough it might be seen as risky to switch games, I feel like the future of this game is very bright.” – TenZ 

Wyjaśnienia TenZa wydają się bardzo przekonujące. Bezsprzecznie Valorant ma odpowiednie zaplecze, aby stać się jedną z największych gier esportowych, więc jeśli młody zawodnik czuł większą przyjemność z produkcji amerykańskiego studia niż Counter-Strika, to decyzja wydawała się oczywista. Istotny wpływ miał również profesjonalny kontrakt z Cloud9, który pozwolił TenZowi nie martwić się o najbliższą przyszłość. W przypadku Swaga kariera zawodnika była tak naprawdę przesądzona przez aferę iBUYPOWER z ustawianiem meczy. Nowa produkcja od studia Riot może więc być światełkiem w tunelu, które pomoże byłemu zawodnikowi w ponownej drodze na szczyt. Podsumowując ten krótki akapit, można powiedzieć, że porzucenie CS:GO dla wielu graczy to nie tylko możliwość godziwego zarobku. Niektórzy zawodnicy poszukują po prostu nowych wyzwań, czy odrobiny świeżości, którą może im dać Valorant. Profesjonalni zawodnicy, jak i zwykli niedzielni gracze postawili przed Riot Games nie lada wyzwanie. Oczekiwania są ogromne, a organizacje od pierwszych dni istnienia gry inwestują swój czas i pieniądze. Czy Valorant udźwignie presję, z którą poradziło sobie studio Valve? 

Inwestycje kluczem do sukcesu? 

Na pewno słyszeliście o wygasłej już dywizji CS:GO koreańskiej organizacji, czyli MVP PK. Jeśli ominęły was ostatnie wydarzenia, to śpieszę z pomocą. Gracze postanowili podjąć niecodzienny krok, przenosząc swoją drużynę do Valoranta. Sama organizacja jak widać pomyślnie zatwierdziła cały pomysł, oferując graczom nowe kontrakty. Czy taki zabieg ze strony graczy i właścicieli może nas jeszcze dziwić? Sądzę, że nie. W końcu esport na przestrzeni lat prężnie się rozwinął i organizację starają się zdobyć przewagę już od pierwszych dni wydania gry. Pule nagród z roku na rok rosną, a cała branża idzie do przodu. Nic więc dziwnego, że inwestorzy starają się podjąć ryzyko. Być może dzięki temu będą o krok przed innymi. Oczywiście nie zawsze podjęte ryzyko się opłaci, ale największe organizacje, jak Cloud9, czy T1 posiadają fundusze, aby realizować założone cele. Pomimo realnego ryzyka jakie niesie ze sobą rozwój Valoranta, organizacje może również przyciągać model finansowy Riot Games. W końcu franczyza w League of Legends zdaje się przynosić oczekiwane korzyści, a pewne uczestnictwo w lidze daje organizacji lepszy start i rozpoznawalność marki. Rozwój Valoranta i doświadczenie Riot Games może wpłynąć bardzo pozytywnie na rozwój i konkurencyjność branży. W jakim kierunku zdecydują się pójść profesjonalni gracze i właściciele organizacji niestety nie wiemy. Możemy jednak obserwować z ciekawością nadchodzące wydarzenia.